Zabłąkane dusze. X

Wszystkie elementy snu były jak poprzednio: za­pach róż, tykanie zegara, brzęczenie pszczół, nad­chodzące zło, strach, światło, twarz. Usagi wszystko widziała, słyszała, czuła. Obudziła się z krzykiem i mocno bijącym sercem, walcząc o głęboki oddech i dostrzegła stojącą obok Minako.

– Usagi- chan? – szepnęła, jakby bała się ode­zwać głośniej.

Usagi wciąż starała się nabrać tlenu w płuca.

– Już dobrze – wydyszała między jednym a drugim pośpiesznym oddechem. – Miałam zły sen.

– Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś tak krzyczał- powiedziała Minako, przysiadając na brzegu łóżka.- Śmiertelnie mnie przeraziłaś.

Objęły się, uspokajając nawzajem. W końcu Minako odsunęła się lekko i spojrzała na Usagi.

– Czy często ci się to zdarza?

Usagi wcisnęła głowę w poduszkę i jęknęła.

– Tak. Ty nie wiesz…

– No to mi powiedz.

– Czy jesteś pewna, że chcesz wiedzieć?

– Posuń się. – Minako trąciła Usagi łokciem. Gdy już usadowiła się wygodnie, spojrzała w dół, na twarz przyjaciółki. – Gdy moja najlepsza przyjaciółka budzi się w środku nocy z krzykiem, to chcę wiedzieć, co ją męczy.

– Wiesz, wydaje mi się – powiedziała Usagi – że to zaczęło się od ciebie. Nie, jednak nie. Zaczęło się od krzyków. Pamiętasz, jak myślałaś, że to Fuse- san wygłupia się pod moimi oknami?

Minako przytaknęła.

– To był początek. Jestem pewna, że ma związek z dalszymi wydarzeniami.

– A co ma wspólnego ze mną? – spytała Minako.

– Pamiętasz, gdy na moim przyjęciu stałaś w prze­ciągu i poczułaś się… dziwnie?

Minako przeszedł dreszcz.

– Aż za dobrze.

– To zabrzmi zupełnie nieprawdopodobnie – wes­tchnęła Usagi – ale wiesz, myślę, że mój przeciąg to duch.

Wyczuła niedowierzanie Minako, ale także jej szczerą troskę, więc mówiła dalej, opowiadając całą historię, opisując sen, odwiedziny u Kunie Toyama, dziwną notatkę na liście zakupów.

– Mały jesiotr? – powtórzyła Minako, szeroko ot­wierając oczy.

– Tak – potwierdziła Usagi. – Dziwne, prawda?

To musi być jakiś klucz, ale nie możemy… O co chodzi?

– mały?

– Tak. A właściwie chyba „małjesiokr” albo jakoś podobnie. Napis był bardzo niewyraźny. Minako- chan, czy coś z tego rozumiesz?

– Nie, tylko… Właśnie to krzyczałaś przez sen.

Usagi podparła się na łokciu.

– Krzyczałam przez sen „mały jesiotr”?

– Niedokładnie. Tylko… coś o….matsu…mitsu?

– Mitsu! – Złapała Minko za ramię. – To imię! Mała Mitsu… i chyba nie dokończone „okno”. To musi być ta mała dziewczynka z długimi lokami, patrząca przez okno!

– Co ty wyprawiasz? – wykrzyknęła Minako, gdy Usagi przyciągnęła telefon i zaczęła wykręcać numer.

– Muszę zadzwonić do Mamoru.

– O czwartej rano?

– Mamoru by mi nie wybaczył, gdybym mu od razu nie powiedziała. Zresztą przywykł już do tego, że go budzę złymi wiadomościami, więc zasłużył sobie, by go raz obudzić dobrą… – Usiadła prosto i powiedziała do słuchawki: – Mamoru? Mam ci coś do powiedzenia.Tak. Frontowe drzwi. I Mamoru… przynieś wino. Roz­wiązałyśmy zagadkę. A w każdym razie jesteśmy bliżsi rozwiązania.

Pojawił się pięć minut później, nie ogolony, czarują­ co nieporządny w wyciągniętym podkoszulku, który znała już tak dobrze.

Gdy Minako zdała sobie sprawę, że tajemniczy przyjaciel Usagi rzeczywiście ma zamiar pojawić się u niej w środku nocy, rzuciła się do łazienki po szlafrok. Uprzejmie przywitała się z brunetem, gdy Usagi ich sobie przedstawiła, i przyjęła szklaneczkę wina, po czym słuchała z entuzjazmem śniętej ryby, gdy Usagi i Mamoru świętowali przełom, który, ich zdaniem, nastąpił.

– Musimy jeszcze raz porozmawiać z Kunie- san- stwierdziła Usagi. – Może będzie pamiętać kogoś imieniem Mitsu.

– Jutro – przytaknął Mamoru.

– Zadzwonię do domu spokojnej starości ze szkoły.

Pojedziemy, jak tylko będziesz wolny.

– Hej, wy dwoje – przerwała im Minako zmęczonym głosem. – To wspaniale, że posunęliście się naprzód, ale jest wpół do piątej rano i niedługo idziemy do pracy. Ja mam zamiar jeszcze pospać.

Szczęknięcie klamki położyło koniec ciszy, która zapanowała po jej wyjściu. Mamoru zwrócił się do Usagi z figlarnym uśmiechem.

– A ty? Też masz zamiar jeszcze sobie pospać?

– Jestem zbyt podkręcona, żeby spać.

Mamoru pochylił się, by scałować wino z jej warg, i szepnął ochryple:

– Miałbym inne propozycje spędzenia czasu.

– Jakie, na przykład? – spytała, oplatając ramio­nami jego szyję, by nie mógł się odsunąć.

Mamoru objął prawym ramieniem jej plecy, a lewe podłożył pod kolana i uniósł ją w górę. Zachichotała.

– Ciii – skarcił ją. – Masz gościa. Nie byłoby uprzejmie jej przeszkadzać.

– Mam zamiar tobie poprzeszkadzać – odpowie­działa, przygryzając mu ucho.

– Czy mogłabyś z tym zaczekać, aż znajdziemy się w sypialni?

– A jeśli nie zaczekam, to mnie upuścisz na mój fantastyczny tyłeczek? – spytała szeptem, by Minako nie usłyszała.

– Niewykluczone – zasapał, okrążając narożnik korytarza. Chwilę później z westchnieniem ulgi rzucił ją na łóżko. Wrócił do drzwi, by je cicho zamknąć. Usagi ściągnęła szlafrok i oparła się o poduszki. Twarz bruneta rozjaśniła się, gdy przechyliła kokiete­ryjnie głowę i uśmiechnęła się zapraszająco. Błys­kawicznie znalazł się przy łóżku i usiadł. Materac ugiął się pod ich ciężarem.

– Czy teraz mogę ci poprzeszkadzać? – szepnęła, wsuwając mu się w objęcia.

– Już jestem poprzeszkadzany – odrzekł. – Po­winnaś mnie raczej ukoić.
Nieco później Usagi obudził szum prysznica. Jęknęła, spojrzała na zegarek i przekręciła się, naciąga­jąc koc na głowę. Był jeszcze ciepły od ciała Mamoru. Jakiś czas później usłyszała otwierające się drzwi łazienki, więc znowu przekręciła się i otworzyła oczy. Miał jeden ręcznik obwiązany wokół bioder, drugim wycierał włosy.

– Przepraszam, że użyłem twojej łazienki – powie­dział. – Nie chciałem ryzykować, że w tamtej wpadnę na Minako- san.

– Nie szkodzi – powiedziała z westchnieniem i na­gle zdała sobie sprawę, że naprawdę tak myśli. Mył się w jej łazience, a jej to nie przeszkadzało.

– Pójdę do domu ogolić się. Chcesz, żebym wy­chodząc, włączył ekspres do kawy?

– Będę ci dozgonnie wdzięczna.

– Jeśli mi tylko pozwolisz, będę ci robił kawę co rano przez resztę twojego życia – oświadczył, przysia­dając na łóżku i wpatrując się w nią z uwiel­bieniem.

Dotknęła palcami jego policzka.

– A czy teraz możesz mnie przytulić?

– Z rozkoszą. – Objął ją. Przez chwilę siedzieli cicho.

-Denerwujesz się perspektywą ponownego spotkania z Kunie- san?

Przytaknęła.

– Ale jestem też pełna nadziei – westchnęła ciężko.- Chciałabym, żeby te koszmary się skończyły.

– Jeśli tutaj była dziewczynka o imieniu Mitsu, Kunie- san będzie ją pamiętać – zapewnił.

Usagi pokiwała głową w milczeniu. Mamoru chwy­cił dłonią jej podbródek i uniósł, by ucałować usta.

– Pojedź do szkoły z Minako- san jej samochodem. Wcześniej wyjdę z pracy, podjadę po ciebie i ruszymy prosto do Kunie- san.
– Gotowa? – zapytał, gdy po południu wsiadła do samochodu.

– Jestem gotowa od czwartej rano. Dzień ciąg­nął się niemiłosiernie. Byłam okropną, roztargnioną nauczycielką. Myślałam, że trzecia nigdy nie na­dejdzie.

W rozmowie  z Usagi recepcjonistka widocznie wyczuła, że sprawa jest pilna, bo Kunie czekała już na nich w solarium. Na widok fioletowo-białej gloksynii wydała z siebie szereg ochów i achów, ale zaraz potem, ze zwykłą dla niej bezpośredniością, zapytała o cel ich wizyty. Znowu miała na sobie bezkształtną sukienkę, a nie­zręcznie przycięte włosy zwisały smętnie. Usagi poczuła przypływ litości dla małej dziewczynki z prostymi, cienkimi włosami, która zazdrościła innym dzie­wczynkom ich loków.

– Kunie- san – powiedziała – podczas naszej poprzedniej rozmowy oznajmiła pani, że ktoś musiał zabić pani rodziców, ale nikt nigdy pani nie chciał słuchać.

– To prawda – przyświadczyła.

– Mamoru i ja wierzymy pani. – Przerwała, by ta informacja w pełni dotarła. – Od jakiegoś czasu miewam sny…

Zrelacjonowała w skrócie swój sen, łagodząc nieco jego koszmarną wymowę.

– Sądzę, że pani matka próbuje nam pomóc w wy­jaśnieniu, co się naprawdę stało, ale potrzebna nam jest również pani pomoc.

– Zrobię, co tylko będę mogła – oświadczyła Kunie.

– Proszę przypomnieć sobie koleżanki. Małe dzie­wczynki mieszkające w Tokio, blisko pani. Czy była wśród nich jakaś Mitsu?

– Mitsu – powtórzyła Kunie z namysłem. – Przy­chodzi mi do głowy jedynie Mitsuko Hayata. Więk­szość ludzi mówiła do niej Mitsu- chan.

Hayata? Czy nie tak nazywał się bankier?

– Hayata– san był jej ojcem.

– Czy Mitsuko była ładną dziewczynką o wielkich oczach?

– Tak, proszę pani. Była chyba najładniejszą dziew­czynką w okolicy, zawsze wystrojoną w nakrochmalone i wyprasowane sukienki. A jej włosy! Sięgały prawie do pasa. Takiego koloru jak pani, tylko dłuższe i wijące się. Nosiła długie loki, a z tyłu miała kokardę.

Usagi i Minako wymienili triumfujące, pełne pod­niecenia spojrzenia.

– Czy pani i Mitsuko byłyście zaprzyjaźnione?

– Niespecjalnie. Nie tak, żebyśmy się odwiedzały czy coś. Ale wiedziała, kto ja jestem, a ja wiedziałam, kim ona jest, i mówiłyśmy sobie „cześć”, gdy spotyka­łyśmy się w szkole czy w mieście. Niektórzy ludzie uważali, że Mitsuko jest zarozumiała z powodu tego, że jej tata ma pieniądze, a ona jest taka ładna, ale ja myślę, że była nieśmiała. Dla mnie tam zawsze była miła.

– Czy jest jakiś powód, dla którego mogłaby być u pani w domu tego dnia, gdy… gdy znalazła pani swego ojca?

Kunie pomyślała chwilę i potrząsnęła głową.

– Nie myślę. Powinna być w szkole, tak jak ja.

– Czy wie pani, co się z nią później stało? Gdzie jest teraz?

– Po wojnie wyszła za mąż i wyprowadziła się. Nie pamiętam ani dlaczego, ani dokąd. Nikt by nie myślał, że tak zostawi ten swój bank. Prowadziła go po śmierci ojca.

Usagi i Mamoru dowiedzieli się nazwiska Mitsuko po mężu w banku. Prezes banku skierował ich do swego poprzednika, który spotkał ją kilka razy.

– Mój poprzednik mówił, że umiała robić pienią­dze, tak jak i jej ojciec. Po ślubie wyprowadziła się do Osaki, żeby jej mąż mógł studiować. W niecałe dziesięć lat później mieli już wspaniale rozwijającą się firmę.

– Jaką firmę? – spytała Usagi, myśląc, że jeśli ich domowy numer jest zastrzeżony, to znajdzie Mitsuko przez biuro.

– Szklarnie. Zaczęli z jedną małą, a teraz mają ich całe mnóstwo. Może słyszeliście państwo: Szkla­rnie Hama. Nazwa pochodzi od Hamada, nazwiska jej męża.

Rzeczywiście, słyszeli o szklarniach firmy Hama. Było to największe przedsiębiorstwo tego typu w Japonii. Wystarczyło kilka telefonów, by znaleźć Mitsuko Hamada.

***

WRÓCIŁAM 🙂 I NIE MAM ZAMIARU ZNIKAĆ 😉